Ta ostatnia minuta... KS Konstancin - Okęcie Warszawa 2:3
W ostatniej kolejce ligowej rundy wiosennej zmierzyliśmy się na własnym boisku z drużyną Okęcia Warszawa. Ten mecz to istny horror. Goście po pierwszej połowie prowadzili 2-0, w drugiej połowie doprowadziliśmy do stanu 2-2 by w ostatniej minucie meczu dać sobie strzelić gola na 2-3.
Mecz rozpoczął się od mocnych ataków Okęcia, które w ciągu 15 minut strzeliło 2 bramki i miało wyraźną przewagę optyczną. Pierwszą bramkę goście zdobyli po dobitce strzału z rzutu wolnego, druga bramka padła po wykończeniu ładnej, koronkowej akcji. Potem mecz się wyrównał i to my stwarzaliśmy sobie stuprocentowe sytuacje. Pierwszej z nich nie wykorzystał Kamil Bieńko, który będąc w sytuacji sam na sam z bramkarzem strzelił prosto w niego. Drugą sytuacje zmarnował Kuba Szewczyk, który mimo odsłoniętego krótkiego rogu przez bramkarza próbował podawać zamiast strzelać.
W drugiej połowie stworzyliśmy sobie więcej sytuacji niż zespół Okęcia. Już na początku tej części gry stworzyliśmy sobie dobrą sytuacje, po której bramkarz sparował piłkę na rzut rożny. Źle wykonany rzut rożny zamienił się w bardzo groźną sytuacje. Po złym wykonaniu rzutu rożnego piłka leciała prosto w ręce bramkarza, który popełnił błąd i nie złapał piłki. Z prezentu nie skorzystał Mateusz Kwiecień, który mając przed sobą pustą bramkę uderzył głową nad poprzeczką.
Na szczęście Mateusz zrehabilitował się kilka minut później. Ubiegł bramkarza, minął go i wszedł z piłką do pustej bramki. Ten gol dał nam wiarę w siebie. We wcześniejszych meczach nie udawało nam się już odmienić losów meczu przy stanie 2-0 dla rywali. Tym razem było inaczej i zafundowaliśmy wszystkim dużo emocji.
W drugiej połowie na boisku pojawił się nasz najlepszy strzelec – Krzysztof Janisiewicz, który dał bardzo dobrą zmianę. W 62 minucie urwał się obrońcom Okęcia i pewnie wykorzystał sytuacje sam na sam z bramkarzem. I mieliśmy remis 2-2.
Po tej bramce Okęcie stworzyło sobie 200- procentową sytuacje. Najpierw Olek Borowski obronił sytuacje sam na sam. Dobitka również nie znalazła drogi do siatki, piłka została wybita z linii bramkowej przez obrońców. Mogliśmy zostać bardzo szybko sprowadzeni na ziemię po wyrównującej bramce.
Końcówka była niezwykle nerwowa. Już w doliczonym czasie gry nasz lewy obrońca – Łukasz Topolnicki minął 3 rywali i wszedł na połowę Okęcia. Obrońcy Okęcia próbowali złapać na spalonego naszych ofensywnych zawodników. Udało im się to, nie przewidzieli jednak, że Łukasz nie będzie chciał podawać piłki i sam popędzi na bramkę rywali. W polu karnym został dogoniony i odepchnięty ręką przez obrońcę Okęcia. Rzut karny i wykluczenie z gry – pomyśleliśmy. Nic z tego, gwizdek sędziego milczał, a to mogła być piłka meczowa i wreszcie 3 punkty dla nas. W ostatniej minucie spotkania goście wykonywali rzut wolny z bocznego sektoru boiska. Wrzuconą piłkę wypiąstkował Olek Borowski, niestety zrobił to tak niefortunnie, że piłka spadła wprost pod nogi napastnika gości, który pewnie skierował piłkę do siatki… 2:3.
Szkoda tego meczu, przynajmniej punkt był na wyciągniecie ręki. Niestety odeszliśmy z pustym kwitkiem. Trudno. Może byłoby inaczej gdyby sędzia podyktował rzut karny, ale nie ma co gdybać. Brawo za walkę i za to, że udało nam się podnieść mimo niekorzystnego wyniku. Nagana za skuteczność. Niemniej jednak mecz napawa optymizmem w przyszłość, przed nami nowy sezon, nowe cele, nowe szanse.
Komentarze